Podświadoma trauma którą masz także Ty [2] Nawet się nie spodziewasz..

dziecinstwo-i-traumyZapraszam do przeczytania fragmentu Jeana Liedloffa „W głębi kontinuum”. Mowa jest tam o traumach, jakie doznaje dziecko jak i ich wpływie na dalsze, dorosłe życie.

Świat jest tak zaprojektowany, że traumy nabywane są przez dziecko już od bardzo wczesnych okresów życia płodowego. Jedna z interpretacji wpływu podświadomości na choroby nazywana Totalną Biologią głosi, że płód rejestruje to, co dzieje się na zewnątrz brzucha mamy.

Potem jedną z najważniejszych traum jest poród. Odciska on piętno praktycznie na każdym człowieku który przychodzi na nasz świat. Później dziecko uczy się poprzez upadki, wypadki i ból. I na marginesie – tak samo narody świata się uczą, bo to co w skali mikro, jest też w skali makro. A ludzkość jako zbiorowość jest obecnie na poziomie głupiutkiego, ale już wierzgającego i buntującego się dwulatka.

W konsekwencji prowadzi to do zamknięcia i zaszczucia duszy młodego człowieka przez system. Różne interpretacje duchowe, ezoteryczne, porównują proces socjalizacji i wychowania jako schodzenie do mentalnego grobu, jako umieranie.

Podobnie jest z procesem dojrzewania. Wtedy magiczne, dziecięce myślenie i ta dziecięca radość bezwarunkowa, to cieszenie się byle drobiazgiem, magia życia – zostają ostatecznie zamordowane. Wtedy już ostatecznie stajesz się dorosłym, trybikiem systemu. Masz popęd seksualny i nieznośny przymus jego zaspokajania, masz żądzę rywalizacji, konkurencji, i szereg innych, typowo „dorosłych„, destrukcyjnych mechanizmów. Dziecięcej radości już nie ma. Jest smutna dorosłość i egzekwowane z żelazną dyscypliną realizowanie bezlitosnych programów natury. Czyli rozmnażania, gromadzenia zasobów, ekspansji.

Zostało to w symboliczny sposób opisane w wielu bajkach i baśniach. Pojawia się w nich motyw albo zaśnięcia w wieku 16 lat, albo wypłynięcia na powierzchnię oceanu w wieku lat 15. Ja pamiętam ten życiowy przełom jako traumę choć wiem że praktycznie nikt znany mi tak nie odczuwał. Nagle w wieku tych 13 lat poczułem się wewnętrznie martwy. Dawne magiczne myślenie, cieszenie się i zachwyt nad każdą drobnostką, zniknęły. Został pusty szkielet myślowy, z niewielką liczbą myśli – myśli suchych, topornych, dorosłych. No i popęd seksualny.

O tym napiszę osobny felieton. Nie znam nikogo kto by to tak odczuwał. U ludzi to wewnętrzne umieranie odbywa się płynnie. Czy ktokolwiek z Was miał tak samo?

Poniżej cytat z książki Vadima Zelanda „Transerfing Rzeczywistości tom 3” o tym, że już sam poród jest podświadomą traumą. A do tego dochodzą jeszcze traumy tworzone niemal od momentu zapłodnienia – bo już od tego momentu zapisują się one w matrycy nowego człowieka. Rolą rodzica powinno być w teorii takie postępowanie, by dziecko uczyło się radzić z życiem i z traumami. Tak się jednak nie dzieje w ponad 99% przypadków.

Wszyscy jesteśmy ofiarami tego systemu, a gdy decydujemy się na posiadanie dzieci – jakże często zmieniamy się w oprawców i katów. Czy usprawiedliwieniem jest to, że od zawsze nikt nie przekazuje „instrukcji obsługi” człowieka i świata? Zobaczmy, przecież my, cholera, nawet nie wiemy co powinniśmy żreć. Setki diet, każda wykluczająca się i każda uważająca, że jest poprawna i zdrowa. A dalej, w innych sferach jest jeszcze gorzej.

Cytuję: „Negatywne nastawienie jest tak trwałe, ponieważ człowiek od narodzin wciąż się przekonuje, że świat jest do niego wrogo nastawiony. Na małego człowieczka natychmiast po narodzeniu z ogromną siłą spada agresywne oddziaływanie. Leżał sobie w łonie, było mu tam przytulnie, ciepło i spokojnie. Lecz oto biednego człowieczka brutalnie wyciągają z tego komfortu. Słyszy krzyki matki i możliwe, że uświadamia sobie, iż stanowi przyczynę jej cierpień. No i mamy położony fundament pod kompleks winy.

Jaskrawe światło bije po oczach.Chciałoby się zmrużyć oczy i nic nie widzieć. Wilgotne ciepło zostaje zastąpione przez twarde, suche zimno. Chciałoby się skulić w kłębek i odgrodzić od całej tej zgrozy. Lecz oto przecinają pępowinę, brutalnie zrywając jedyną łączność ze źródłem życia. Człowieczek jest już w śmiertelnym szoku. Dusi się, lecz jeszcze nie wie, że trzeba oddychać. Dają mu klapsa w plecki, powodując w ten sposób dożywotni uraz. W jego płuca z ostrością brzytwy wżyna się powietrze. Oddychanie boli, lecz nie ma innego wyjścia. Zostały postawione twarde warunki: walcz o życie, albo umrzyj. Niewinny i czysty umysł pobiera pierwszą lekcję: walka o istnienie jest nieodłączną częścią tego świata.

Człowieczka wszystko boli, a dookoła jest tak strasznie, a jakby tego było mało, odrywają go od matki i zamykają w twardym futerale.Opadając z sił, stara się ukryć przed tym światem w marzeniu sennym. Tak wygląda pierwsze spotkanie z tym światem. Strach, samotność, beznadzieja, uraza,wściekłość i całkowita bezradność. To pierwsze lekcje, które okrutnie i nieubłaganie odciskają się na białej karcie umysłu. Wstępna obróbka niezbędna wahadłom została wykonana.Nie bez powodu ta szokowa praktyka porodowa po dziś dzień jest szeroko rozpowszechniona i uważana jest za całkowicie cywilizowaną.

Mało komu przychodzi do głowy, że podobne narodziny stanowią absolutnie koszmarny szok, który zostawia głęboką, dożywotnią ranę w podświadomości człowieka. Żadna istota ze świata zwierząt nie przechodzi przez nic podobnego przy narodzinach. Jedynie w nielicznych i bardzo drogich klinikach można przyjść na świat „po ludzku”. Pierwsze brutalne lekcje świata wahadeł bardzo dobrze się przyswajają i w czasie trwania życia coraz bardziej krzepną. Pewnego dnia maluch puszcza rękę matki i z radosną, ufną odwagą biegnie na spotkanie życia. Lecz świat wahadeł pokazuje, że wcale nie jest taki bezpieczny, i nagle bęc! -maluch upada. A mama już się martwi: „żeby tylko nie wpadł pod samochód”.
~Vadim Zeland

A poniżej fragment autorstwa Jeana Liedloffa:

Cytuję: „U niemowlęcia mającego ciągły kontakt z ciałem opiekunki jego pole energetyczne stanowi jedność z jej polem, zaś nadmiar energii obojga może rozładowywać się poprzez jej wyłączną aktywność. Niemowlę może być dzięki temu rozluźnione, wolne od kumulującego się napięcia, bo nadmiar jego energii przepływa na opiekunkę. Istnieje zauważalny kontrast między zachowaniem niemowląt Yequana w objęciach opiekunki, a naszymi niemowlętami, które większość czasu spędzają w fizycznej izolacji od matki.

Dzieci Yequana są łagodne i niewymagające, nie stawiają oporu, jeśli trzymać je lub nieść w wygodnej pozycji. Nasze niemowlęta wierzgają nogami, gwałtownie machają rękami, wyginają sztywny kręgosłup w napięty łuk. Wiercą się i prężą w łóżeczkach, i wózkach, i trudno je utrzymać, kiedy zachowują się podobnie w naszych objęciach. Starają się uwolnić rosnące napięcie spowodowane tym, że nabrały więcej energii, niż potrafią w sposób nieskrępowany zatrzymać lub rozładować. Podniecone zainteresowaniem wobec jakiejś osoby wydają przeraźliwe wrzaski i skręcają się. Choć wyrażają w ten sposób zadowolenie, bodziec wyzwala gwałtowną reakcję mięśni, zużywając ukrytą energię.

Niemowlę biernie schowane w zaciszu swego kontinuum, kiedy zaspokojone zostają jego oczekiwania stałego kontaktu fizycznego, nie dąży do rozładowania energii, pozostawiając to aktywnemu dorosłemu lub dziecku, które je trzyma. Sytuacja ulega radykalnej zmianie w momencie, gdy niemowlę kończy fazę życia w objęciach opiekunki i zaczyna pełzać. Samo wtedy musi zużyć energię, przynajmniej w ciągu dnia, gdy jest z dala od matki. Następuje ogromny wzrost jego aktywności. W krótkim czasie pełzanie staje się efektywne, dziecko wędruje z imponującą prędkością, która ulega przyśpieszeniu, gdy zaczyna raczkować. Jeśli nic go nie ogranicza, pełza energicznie i uparcie po całym terenie, zużywając nadmiar energii w poznawaniu świata, w jakim przyszło mu żyć.

Gdy dziecko zaczyna chodzić, biegać i bawić się, czyni to w takim tempie, jakie dorosłemu wydawać się musi szalone. Usiłujący nadążyć za nim, szybko by się zmęczył. Rówieśnicy i starsze dzieci są dla niego bardziej stosownym towarzystwem. Pragnie je naśladować i czyni to najlepiej, jak potrafi, zgodnie że stale rosnącymi zdolnościami. Nikt poza nim samym nie ogranicza tej niesamowitej aktywności. Gdy się zmęczy, wraca odpocząć do matki, a gdy jest starsze – na swoje posłanie. Jednakże dziecko nie jest w stanie rozładować energii i trwać w dobrym samopoczuciu, jeśli z jakiegoś powodu – co tak często zdarza się w cywilizowanym sowiecie – jego działania są ograniczane, czy to przez niewystarczająco dużo czasu poświęcanego na zabawę na podwórku, czy ograniczoną przestrzeń domową, lub gdy jest uwięzione w kojcu, uprzęży, dziecinnym łóżeczku czy w specjalnym krzesełku. Jak brak bliskości w dzieciństwie wpływa na naszą seksualność?

W wieku dorosłym nadmiar nieuwolnionej energii jest podobnie koncentrowany przez wstępną grę seksualną, a uwalniany w orgazmie. Tym samym stosunek seksualny służy dwóm różnym celom – reprodukcji oraz zachowaniu przyjemnego poziomu energii. Wśród ludzi, których deprywacja bliskości skazała na życie w stanie napięcia pomiędzy różnymi aspektami ich osobowości, orgazm uwalnia jedynie powierzchowną część energii więzionej w ich permanentnie napiętych mięśniach.

Owo niepełne uwolnienie jej nadmiaru stwarza chroniczny stan niezadowolenia, przejawiający się złym humorem, nadmiernym zainteresowaniem seksualnym, niezdolnością do koncentracji, nerwowością lub rozpustą. Sprawę pogarsza jeszcze i to, że u dorosłych pozbawionych doświadczeń niemowlęctwa potrzeba fizycznej ekspresji seksu jest zmieszana z potrzebą nieseksualnego kontaktu, jaka pozostała im po tym okresie. Zazwyczaj ta druga nie jest w naszym społeczeństwie uznawana, a każde pragnienie kontaktu interpretowane jest jako seksualne. Zatem seksualne tabu obejmuje wszelkie dodające otuchy nieseksualne formy fizycznego zbliżenia. Nawet dzieci i dorośli plemienia Yequana, którym dana była w niemowlęctwie cała niezbędna gama zbliżeń, nadal je lubią, siadają blisko siebie, leżą w tym samym hamaku, a nawet wyręczają partnerów w niektórych czynnościach związanych z toaletą. My o wiele bardziej niż oni posiadamy potrzebę przełamania obecnego tabu i uznania ludzkiej potrzeby wsparcia i kontaktu. Niezaspokojona i infantylna niezmiernie zwiększa wymagania, jakie mamy wobec siebie, nie żyjąc zgodnie z naturą dzieciństwa i wieku dojrzałego. Trwa tak długo, dopóki istnieje szansa jej zaspokojenia, o ile chcemy ją zaspokoić.
~Jean Liedloff „W głębi kontinuum

Podsumował: Jarek Kefir

Witam!:) Moja strona funkcjonuje dzięki darowiznom. Ten system zapewnia niezależność od różnych opcji politycznych i wszelkich „reklamodawców.” Nie jestem zrzeszony z żadną partią, ideologią ani organizacją. O funkcjonowanie bloga i poszerzanie wiedzy dbam sam. Możesz wesprzeć moją, ale także i Twoją stronę, i tym samym czynnie uczestniczyć w jej rozwoju i w rozpowszechnianiu cennych informacji. Z pewnością da to dobre owoce. Dołącz więc do grona twórców!
–Poniżej opisałem, jak to zrobić, link:
https://atomic-temporary-22196433.wpcomstaging.com/wsparcie/

 


Odkryj więcej z mr Jarek Kefir & dr Odkleo

Subscribe to get the latest posts to your email.

9 myśli w temacie “Podświadoma trauma którą masz także Ty [2] Nawet się nie spodziewasz..

    1. Pod wpływem artykułu Jarka zajrzałam do starych pamiętników(właściwie piszę je do tej pory:) Nie miałam żadnej traumy związanej z dzieciństwem(no chyba,że podświadomą której do tej pory nie odkryłam ale już kiedyś pisałam,że ja się nie zagłębiam w dzieciństwo bo mi się wydaje,że moje było szczęśliwe).
      No i tak:nie znalazłam żadnych kompleksów związanych z wyglądem.Natomiast sporo jest o literaturze .I tak:fascynacja „Naną „Emila Zoli.Od tamtej pory szanuję kurtyzany 😉 A potem przezcytałam ‚Dekameron” Boccaccia i po tej lekturze natura ludzka przestała mi być obca 😉 W „Dekameronie jest wszystko:miłość,namiętność,zdrada,żądza,zemsta,nienawiść,głupota,przebiegłość itd.
      A potem kolej na „Pustelnię parmeńską” z której się dowiedziałam,że młody mężczyzna może pragnąć czy nawet kochać starszą kobietę lecz potem zawsze odchodzi i żeni się z młodszą 🙂
      Myślę,że te trzy książki przeczytane między 12 a 15 rokiem życia w jakiś sposób mnie ukształtowały.Był to czas,kiedy rzuciłam się w wir czytania,oglądania dobrych,ambitnych filmów i zainteresowania malarstwem i ogólnie sztuką.Nie tęskniłam za dzieciństwem na pewno,znalazłam takie zdanie:”w porównaniu z moimi koleżankami mam dziecinny pogląd na świat,patrzę na wszystko przez różowe okulary i dlatego teraz jest mi dobrze.Ale co będzie później gdy zaczną się prawdziwe kłopoty i zmartwienia?”.
      W każdym razie jakiegoś uduchowienia i magii u mnie nie było,raczej intelektualny pęd do wszelkiej wiedzy.
      Ale się opisałam.Dzięki Jarek za ten artykuł bo dzięki niemu spojrzałam w zamierzchłą przeszłość 🙂

      Polubienie

  1. Ja tę dziecięcą magię także utraciłem w wieku 12 lat. Zaczęło się to od… notorycznego oglądania programu erotycznego „Turbo Erotyk” (co ciekawe, muzyczkę z tego cacka usłyszałem później w… „Teleranku”). Zacząłem tęsknić za czasami zerówki, ale to tak częściowo jedynie. Wciąż utrzymywałem tę świadomość dziecka. Zgasło to w listopadzie 2008, pamiętam, jak dziś. W mgnieniu oka, będąc na spacerze, zmieniło mi się nastawienie do życia. Dzisiaj powoli wracam do tego dziecięcego stanu świadomości. Mam przebitki, kilkusekundowe, kiedy czuję się identycznie jak wtedy, gdy miałem 5-6 lat. Zawdzięczam to książce „Truth Contest”. Jest w niej wszystko, czego szukałem do tej pory w swoim życiu. Uwierzcie mi, naprawdę jest warto. Bez żadnych teorii z dupy, wszystko, co jest tam zawarte, wynika z dedukcji i poparcia odpowiednimi cytatami. I jest przede wszystkim za darmo, w formie ebooka. Wpiszcie sobie w Google, a naprawdę nie zawiedziecie się!

    Pozdrawiam.

    Polubienie

  2. U mnie ten przełom zaczął się w wieku ok. 12 lat… zawsze czułam, że z tym światem jest coś nie tak i że mój pobyt tu to jakiś ponury żart, nie chcę tu być i jestem okradziona z supermocy 😛 ale jednocześnie miałam ,,swój świat i swoje klocki lego”, w wyobraźni odloty w inne światy, rysowanie jakichś abstrakcji godzinami itp. i cieszyłam się z tego, napędzało mnie to do życia, było częścią mnie. Aż tu nagle przyszło to 12 lat, i ni stąd ni zowąd poczułam ze tracę to wszystko. Czułam, że coś zabiera mi moje myślenie, dosłownie wysysa je ze mnie a na jego miejsce wpuszcza jad i chorobę mentalną, jakieś obce twory myślowe. W myślach nawet powtarzałam czasami ze nie chce tego, nie zgadzam sie, jakim prawem i dlaczego, ale to postępowało dalej. Wtedy zaczęłam sobie tak niepewnie filozofować w dziecięcym móżdżku ze może to jest odgórnie ustawiane, że dziecku coś/system/kosmici/złe duchy kradnie w pewnym wieku jego część, żeby później ten człowiek wciągnął się w wir paranoi i zaczął walczyć o jakieś obrażające godność ochłapy szczęscia zasilając jednocześnie system. Dostałam ogromnej depresji, nikt o tym nie wiedział no bo zaraz by się zaczęła histeria w domu, i ciąganie po specjalystach (i tak pozniej matka ciągała mnie po psychologach bo bylam dziwna i jak to tak, taki dziwak w rodzinie, nieee może być… a każdy psych był beznadziejniejszy od poprzedniego) ale czułam wtedy taki bezsens, bezsilność, rozpacz i ból takie, że chciało mi się wyć jak zarzynane zwierzę. Czułam, jak to chore myślenie, nieokreślona obrzydliwa struktura wyjada we mnie dziurę, wchodzi do środka i wpieprza mnie żywcem, ciesząc się przy tym. (może głupio i źle stylistycznie to brzmi, ale tak w miarę obrazowo to umiem opisać :p ) Najlepszym wskaźnikiem tego były coroczne wyjazdy w góry – przed tym przełomem cieszyłam się na każdy wyjazd jak mały psiak, a wtedy i od tamtego czasu po prostu nie mogłam się po swojemu cieszyć bo dosłownie czułam jakąś przeklętą blokadę. Od tamtego czasu zaczęłam się wgłębiać temat hmm… duchowości, ogólnie tych spraw (nie wiem dlaczego ale nie lubię słowa duchowość, kojarzy mi się z tymi niuejdżowymi tłukami ciućkającymi o wysyłaniu pronduw myłości do gaji i łonczenia się z braćmi pljejadjanamy i aśtarem XD) i jest lepiej chociaż nie jest łatwo. Co jakiś czas nachodzą takie fale smutku i bezsilności jakby znikąd ale nie daję się… Chociaż czasem tak sobie myślę że może to gówno jest rozumne i wie kiedy i jak uderzyć… Uf, rozpisałam się, ale coś mnie tknęło dziś żeby to napisać :>

    Polubienie

    1. Kotorożec najważniejsze jest to ,że wyrzuciłaś to z siebie na zewnątrz, nie zamartwiaj się nie Ty jedna to przechodzisz, większość z nas świadomych siebie tak miało i ma, staraj się myśleć o dobrych i pięknych rzeczach, bo „Ta franca” ja tak to u siebie nazwałam tego nie lubi w nas i tego się boi. Ważne jest to ,że jesteś tego świadoma. Cudakiem, też czasami warto być, też tak mam i jest mi z tym całkiem fajnie.

      Pozdrawiam i witam w klubie ♥

      Polubienie

    2. dokładnie, dokładnie tak samo… 😦
      pyk i koniec. to co teraz robię to strzępki tylko
      tego jak wiele chciałam, mogłam, dawać i dawałam z siebie.
      teraz chociaż mam warsztat, tylko chwilami mam
      przypływy flow, który pozwala na tworzenie.
      ale cieszę się chociaż z tych małych chwil,
      i szukam swojego źródła, 🙂 bo w procesie nauki
      przeszłam na zasilanie z zewnątrz, a nie wyszło mi to na dobre.
      teraz w większości już robię tylko to co chcę.

      Kotorożec, myślę że w odpowiedniej chwili pomiędzy stanami melancholii poczujesz przebłyski wewnętrznej radości.
      Może już się to dzieje, może od dawna – tylko zwróć uwagę.
      chwytaj je!!! zapisuj, delektuj się.. aż nauczysz się
      widzieć tylko te bezcenne momenty.
      nie trwoń swojej energii, szanuj ją,
      ofiarowuj tylko ludziom którzy na to zasługują,
      i tylko na rzeczy / sprawy godne Twojej uwagi.

      Polubienie

  3. Powiedz mi po której stronie jestem,
    Nadciągające stałe niepowodzenie…
    Powiedz mi po której stronie jestem,
    Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem?
    Nadciągająca stała niepowodzenie…

    Pomiędzy miłością i nienawiścią.
    Którą ścieżką podążyć?
    Jak mogę utrzymać równowagę w tym wyścigu?
    Przyjdź wiaro, umieram… Powoli.

    W wielu przypadkach jestem ciężarem, który oddziela nas od światła,
    W wielu przypadkach jesteś aureolą, która utrzymuje mą duszę przy życiu.
    Pokusa,
    Odegraj dobrą lub złą część,
    Ze mną wezwałaś mrok,
    Wymaż wolną wolę,
    …Patrz, jak zdrowieję.

    Powiedz mi po której stronie jestem,
    Nadciągające stałe niepowodzenie…

    Pomiędzy miłością i nienawiścią.
    Którą ścieżką podążyć?
    Jak mogę utrzymać równowagę w tym wyścigu?
    Przyjdź wiaro, umieram… Powoli.

    Rozbawiony tymi próbami i utrapieniami,
    Jeśli przetrwam odlecę stąd,
    lecz jako Wybraniec-pesymista.
    Wyrzeźbię swe imię w kamieniu,
    Ja… wyrzeźbię swe imię w kamieniu.

    Polubienie

  4. „Co się tyczy jednak życia indywidualnego, to dzieje każdego życia są historią cierpienia; albowiem każdy życiorys jest z reguły pasmem nieszczęśliwych wypadków, większych i mniejszych, które wprawdzie każdy możliwie ukrywa widząc, że kto inny rzadko zareaguje na nie współczuciem lub litością, a niemal zawsze zadowoleniem na widok plag, które akurat jego ominęły; być może jednak pod koniec życia człowiek, jeśli jest rozumny a zarazem uczciwy, nie zapragnie nigdy, by przebyć życie ponownie, lecz raczej wybierze w zamian zupełnie nieistnienie. Istotną treść słynnego na świat cały monologu w Hamlecie można podsumować następująco: nasz stan jest tak nędzny, że należałoby zdecydowanie przedłożyć nad niego zupełny niebyt. Gdyby samobójstwo rzeczywiście nam to dawało, gdyby więc naprawdę istniała alternatywa „być albo nie być” w pełnym sensie słowa, wtedy należałoby je wybrać bezwarunkowo jako w najwyższym stopniu pożądane spełnienie („a consummation devoutly to be wish’d”). Coś w nas jednak nam podpowiada, że nie tak, że nie koniec na tym, że śmierć nie jest absolutnym zniszczeniem. Zarazem nie obalono dotąd tego, co powiedział już ojciec dziejopisarstwa, mianowicie, że nie ma człowieka, który by choć raz nie życzył sobie, by nie dożył następnego dnia. Zgodnie z tym tak opłakiwana krótkotrwałość byłaby może tym, co najlepsze w życiu. Gdyby jeszcze ukazać każdemu naocznie straszne cierpienia i męki, na jakie życie jego nieustannie jest narażone, to ogarnęłoby go przerażenie; a gdyby najbardziej zatwardziałego optymistę poprowadzić po szpitalach, lazaretach i chirurgicznych katowniach, po więzieniach, izbach tortur i barakach niewolników, na pola bitew i miejsca kaźni, a potem pokazać mu wszystkie ponure siedziby nędzy, w których kryje się ona przed okiem zimnej ciekawości, a wreszcie pozwolić mu zajrzeć w głąb wieży, gdzie z głodu zmarł Ugolino, to i on w końcu by spostrzegł, jakiego rodzaju jest ten meilleur des mondes possibles. Skądże bowiem wziął Dante materiał do swego piekła, jeśli nie z naszego prawdziwego świata? A przecież wyszło z tego całkiem niezgorsze piekło.”

    Arthur Schopenhauer — Świat jako wola i przedstawienie, 1818

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.