Bądźmy jak główny bohater filmu „Truman show” – uwolnijmy i obudźmy się!

Bądźmy jak główny bohater filmu „Truman show” – uwolnijmy i obudźmy się!

Truman show przeslanie i metaforyTytuł tego felietonu może jest szokujący, ale taki musi być. Zawsze od Ciebie zależy, czy wybierzesz czerwoną czy niebieską pigułkę. Niczym w filmie Matrix. Ten felieton jest napisany w trybie dualnym, podwójnym. Pierwsza jego część to dobrze Wam znany, „kefirowy” styl – to suchy opis realiów życia na tym naszym ziemskim łez padole. Natomiast druga część, to nawiązanie do innego ważnego filmu z głębszym przesłaniem – Truman show. Właśnie w tej drugiej części artykułu wyjaśniam, gdzie mogłem się pomylić, gdzie było „brakujące ogniwo” mojego postrzegania świata. Czyli – przyznajmy to otwarcie – gdzie popełniłem błąd. Także proszę się nie zniechęcać po niezbyt optymistycznej pierwszej części felietonu. Jak już wspominałem, jest to zabieg celowy.

Zaczynamy…

Niebieska pigułka ignorancji jest smaczna, pokryta miłym dla podniebienia lukrem. Ma gładką powierzchnię, więc szybko przechodzi przez gardło. Jej działanie na początku jest bardzo przyjemne, łechce ego, pobudza zmysły. Ale jej owoce które widać dopiero po czasie (nieraz po latach), są zepsute, bolesne i gorzkie.

Czerwona pigułka prawdy jest obrzydliwa w smaku, często powoduje wręcz wymioty, po czym trzeba brać kolejną jej dawkę. Ma chropowatą i kanciastą powierzchnię, więc jej zażycie boli, nieraz bardzo. Ale to dopiero początek! Bowiem prawdziwe cierpienie jest wtedy, gdy czerwona pigułka prawdy zaczyna działać. Transformacja która dokonuje się w nas za jej udziałem, jest nieraz potwornie bolesna. Ten proces nazywa się „ciemną nocą zmysłów” a w nieco innym wydaniu – „ciemną nocą ducha„. Ale owoce jej działania, które pojawiają się stopniowo, powoli, nieraz po wielu latach – są wzniosłe, radosne, nadają życiu zupełnie inną wartość i jakość.

Procesy te opisuje psychologia głębi Junga jak i szereg doktryn ezoterycznych i gnostyckich. Uważam że film Matrix jest pewnym uproszczeniem. Bowiem najpierw łykamy niebieską pigułkę ignorancji (czasami wiele) a dopiero potem – czerwoną pigułkę prawdy. W życiu realnym prawie zawsze jest tak, że przez dzieciństwo przechodzimy niczym przez radosny sen, towarzyszy nam wtedy niemal „boska” radość bezwarunkowa. Nie chodzi o to, że dzieciństwo obfituje tylko w dobre wydarzenia, bo tak nigdy nie jest, ale chodzi o model postrzegania i odczuwania świata.

W dzieciństwie więc na ogół nie musimy wybierać między niebieską pigułką złudnego komfortu i fałszu, a czerwoną, gorzką pigułką prawdy. Najczęściej jest tak, że pierwszy tego typu wybór, to okres dojrzewania płciowego. Opisywałem to wiele razy. To bardzo prosty „program” rdzenia tej planety, nazywanego czasami „matką naturą”. Z radosnego, czującego sercem i intuicją dziecka, masz się przekształcić w wojownika. Masz zapładniać / rodzić, rywalizować i walczyć, podbijać nowe terytoria, zdobywać ciągle nowe i nowe zasoby.

Jest to jakościowy upadek, uwstecznienie, pewnego rodzaju degeneracja. Aby człowiek zdecydował się na takiego typu ekspansywne działanie, musi zostać uśpiona część jego świadomości. Inna część musi być natomiast aktywowana. Uśpiona zostaje ta nasza dziecięca, radosna, duchowa strona. Aktywowane zostaje natomiast ego, rozwija się też racjonalna i logiczna strona naszego jestestwa. W kulturze jest to obrazowane jako konflikt pomiędzy „sercem a rozumem„. Co nie jest do końca precyzyjnym wyjaśnieniem sprawy.

Zmienia się coś jeszcze. W dzieciństwie radość i beztroskę odczuwałeś praktycznie przez większość czasu. To było Twoim źródłem szczęścia. W okresie dojrzewania płciowego wkraczają na scenę hormony płciowe, zmniejsza się stężenie serotoniny (czyli neuroprzekaźnika spokoju, rozleniwienia, błogości, radości, i.. duchowości). Wzrasta natomiast poziom dopaminy, której działanie jest lustrzanym przeciwieństwem serotoniny. Dopamina to hormon działania, aktywności, żądz, popędów, seksu. Ale także szaleńczej, ale pustej, i na głębszym poziomie rozpaczliwej emocjonalnej ekscytacji, namiętności.

Od tej pory to ego ma „monopol” na dostarczanie Ci „szczęścia„, a raczej tego, co zostało po dawnym szczęściu z dzieciństwa. Ego z jednej strony, generuję ciągłe i nieprzerwane uczucie niespełnienia, niepełności, braku szczęścia. A z drugiej strony, wyznacza Ci cele i dążenia, które są.. zgodne właśnie z tym, czego żąda od nas „rdzeń” planety – czyli matka natura. Zakochasz się? Dostajesz (chwilowy..) zastrzyk dopaminy od ego w nagrodę. Wypijesz alkohol, zażyjesz narkotyk, i tym samym, zwiększysz szansę na znalezienie partnera (imprezy, ryzykowne i odważne zachowania itp 😉 )? Dostajesz zastrzyk dopaminy. To samo podczas seksu, osiągnięcia jakiegoś celu, zdobycia czegoś, rywalizacji, walki – również jest wyzwalany zastrzyk dopaminy.

Dostajesz więc chwilową, dopaminowo-emocjonalną ekscytację, a potem? No właśnie. Potem ego natychmiast generuje owo uczucie niespełnienia, nieszczęścia. Wtedy właśnie pojawia się, zgadnijcie co? Tak – kolejny cel do spełnienia! I znowu złudna nadzieja, że gdy spełnimy ten wygenerowany przez ego cel, to staniemy się trwale szczęśliwi. Niestety, ale trwałe szczęście nie przychodzi w ten sposób, i to jest ten „myk„. System trójcy: ego, id, superego, nieprzepracowanej i „nierozjaśnionej” podświadomości – to wiecznie zapętlony i niewydolny system. To tak, jakby skonstruować program komputerowy, który używa stale tej samej, nieskutecznej metody na obliczenie czy wykonanie czegoś. Program taki stosuje tę metodę, dostaje wynik negatywny. Po czym wraca znowu do punktu wyjścia, i znowu stosuje tę samą nieskuteczną metodę.

I tak bez końca, aż człowiek zorientuje się, że coś tu jest nie tak, że coś tu nie gra, że ten system jest niewydolny i z zasady wadliwy. Miliardy ludzi szuka właśnie w taki sposób „szczęścia„. Jedyne co od zarania dziejów znajdują, to właśnie ten zastrzyk dopaminy, chwilowa euforia, po czym powrót do punktu wyjścia. Ludzie szukając w ten sposób szczęścia, podczas zbierania jego okruchów, zbierają także ogrom cierpienia i rozpaczy. Wartości odwieczne i uniwersalne, takie jak miłość, szczęście, spełnienie – także są wykrzywione przez system ego.

Miłość bezwarunkowa (czyli akceptacja, zrozumienie i pomaganie drugiej istocie w rozwoju) jest przewrotnie rozumiana jako posiadanie danej osoby na własność (wierność, uległość, patriarchalne normy itp).
Szczęście (czyli odczuwanie radości bez względu na wszystko, odczuwanie jedności z Universum i pełni swojej istoty) jest przewrotnie rozumiane jako owa wyżej opisana emocjonalna ekscytacja.
Spełnienie (które jest różne dla różnych ludzi, o czym za chwilę) jest przewrotnie rozumiane jako realizacja jednego społecznego schematu na życie (najczęściej związek, seks, rodzina, kariera). Ten schemat jest zgodny z tym, czego chce: ego, społeczeństwo i „rdzeń” planety (matka natura). Bowiem wszystko jest fraktalem, to co istnieje w skali mikro (ego) jest też w skali większej (społeczeństwa i ich najróżniejsze systemy) i w skali makro (matka natura).

Chyba zauważyliście, że wartości odwieczne i uniwersalne, zostały w naszych umysłach odwrócone w sposób lustrzany, o 180 stopni? W przewrotnym rozumieniu naszego ego, stały się one wykoślawieniem tych wartości, a w zasadzie – ich przeciwieństwem. Jednak w tym systemie, który wydaje się wszechpotężny, niesprawiedliwy, okrutny, istnieje pewna „furtka„, „wyrwa„, specjalnie wygenerowana przez jego Architekta / Konstruktora.

Otóż jak pisałem powyżej, spełnienie dla każdego człowieka jest czymś innym. Jednak narzuca się nam najczęściej jeden lub co najwyżej kilka możliwych schematów do wyboru. Te społecznie akceptowalne schematy samorealizacji, są oczywiście tak skonstruowane, by zapewniały maksymalizację istnienia systemu. Czyli: ograniczały to, co jest prawdziwe, autentyczne i będące źródłem bezwarunkowego, boskiego szczęścia, a wymuszały pracę na rzecz systemu (rozmnażanie, rywalizacja, walka, zdobywanie, ekspansja itp).

Jednak wielu ludzi po przyjęciu tej niebieskiej pigułki ignorancji, po latach zaczyna odczuwać niespełnienie, ból, rozpacz. Pojawia się wtedy (a przynajmniej dobrze by było, gdyby się pojawiła..) chęć zmiany, chęć innego spojrzenia, chęć wypróbowania i stworzenia czegoś nowego. Czyli chęć zadziałania inaczej niż głoszą to społecznie akceptowalne schematy i normy, działania na przekór.

To jest właśnie ta siła napędowa całego Universum, całego stworzenia. Czyli: poznawanie nowego, nowe formy aktywności i działania, nowe pomysły, nowe, autorskie wartości. Architekt / Konstruktor właśnie to najbardziej ceni, a nie bezwolną służbę matrixowi. Może wydać się to paradoksalne i sprzeczne, ale na głębszym poziomie jest to bardzo spójne. To, co przedstawiłem powyżej w tym felietonie – to tylko bardzo ogólny zarys działania matrixa (ego, społeczeństwa i ich schematy, matka natura). Rolą ludzi jest to, by korzystając z własnej woli, niejako sprzeciwili się temu systemowi, i zechcieli stworzyć coś własnego. Coś, co byłoby bardziej prawdziwe, autentyczne, zgodne z zamysłem Kreatora Universum.

Tego typu upadek na dno, a więc popadnięcie we władzę ego, jest konieczną i niezbędną częścią ziemskiego doświadczania. Gdyby go nie było – to jako dziecko nie wykształciłbyś w pełni tej racjonalnej i logicznej strony, która jest tak samo potrzebna do życia, jak intuicja, serce i metafizyka. O to właśnie chodzi, o zrównoważenie i pogodzenie tych dwóch pozornych przeciwieństw. O to, by z powrotem wrócić do tego bezwarunkowego, boskiego szczęścia znanego z dzieciństwa, ale jako dojrzała, myśląca także racjonalnie i logicznie, istota.

Celem Architekta / Kreatora Universum jest ciągłe doskonalenie, ewolucja, rozwój. Traf chciał, że znaleźliśmy się na planecie o takich „parametrach„, że rozwój jest tutaj trudny i bolesny. I nierzadko musi być on wręcz wymuszany przez złe, tragiczne i jawnie przeczące społecznym / egotycznym schematom wydarzenia.

Tak samo jest również w świecie relacji damsko-męskich. „Program” który opisuje wielu autorów demaskujących zakłamanie tych damsko-męskich relacji, jest owszem, określony, znany od zarania dziejów i jakoś tam funkcjonuje. Jednak naszą rolą jest to, by się przebudzić ze snu ego, i by ten program „złamać„, „obejść„, „udoskonalić„, „nadpisać„, „poprawić„. Rzeczywistość się ciągle zmienia, także w tej materii. Wiele „parametrów” tego systemu zależy od poziomu technologii, wiedzy, i rozwijającej się cywilizacyjnej świadomości.

Ta nieuchronność, trwałość i niezmienność tego systemu, jest tylko pozorna i warunkowa. Realia relacji damsko-męskich zmieniają się obecnie bardzo dynamicznie. Jesteśmy w kluczowym dla naszej planety okresie przejściowym. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że dotychczasowe schematy (moralne, społeczne, ekonomiczne, polityczne, duchowe i inne) są już coraz bardziej niewydolne. Przestają spełniać one swoją rolę. Ale póki co, nowych schematów i modeli (tych bardziej „oświeconych„, „ludzkich„) jeszcze nie ma, albo są dopiero w powijakach. To jest właśnie jedna z bolączek naszej cywilizacji.

Nie trzeba więc unikać ani demonizować świata relacji damsko-męskich, choć z drugiej strony, nie należy też reagować purytańskim „bólem dupy” na prawdę o świecie, na tą gorzką czerwoną pigułkę prawdy. Powinniśmy najpierw wytworzyć w sobie (to warunek pierwszy i konieczny) a potem znaleźć w innych tę nową, oświeconą wartość. Na planie ars amandi opiera się to na przepracowaniu dwóch płciowych archetypów w psychice. U kobiet jest to archetyp Ewy (stary, zdezaktualizowany, patriarchalny, na który tak narzekają mężczyźni) i archetyp Lilith (w miarę nowy, oświecony).

O tym nie już będę pisał, pisałem w poniższych linkach:
O tym, jak patriarchalny „syndrom matki Polki” ogranicza żeński potencjał (mój wstęp + video Estery)
Tę wiedzę kobiety ukrywały od zawsze.. Poznaj ją, zanim feministki jej zabronią!
Czy przyjaźń damsko-męska istnieje? Odpowiedź może zszokować..
Dlaczego strony z poradami dla mężczyzn tak bardzo wkurzają kobiety?

Nie trzeba więc potępiać kobiet, bez względu na to czy są „wojującymi feminami” 😉 czy nie, ale można starać się im pomóc zrozumieć i rozwinąć siebie. To pomoże także nam. Poza tym, mężczyźni mają takie same, a ja twierdzę że nawet gorsze cienie i mroki w psychice do przepracowania i rozjaśniania. Tak więc panowie, nie ma narzekania, smęcenia jakie to kobiety są złe i opierdalania się 😉

Warto też wspomnieć o pewnym archetypie funkcjonującym w naszej kulturze. Otóż występuje w nim mężczyzna poszukujący swojego miejsca na tym łez padole, chcący się obudzić. Wtedy pomocną dłoń podaje mu.. właśnie kobieta-przewodniczka, bogata w mądrość życiową i wiedząca, jak takiemu facetowi pomóc. To jest właśnie kobieta z aktywnym i zrównoważonych archetypem Lilith. Bardzo ciekawie zostało to przedstawione w filmie „Truman show” z 1998 roku. Otóż Truman Burbank, więzień systemu stworzonego przez Architekta (Christofa), wiedzie typowe nudne, nieświadome i ignoranckie życie.

Jest on związany z taką „typową kobietą” opisywaną nieraz na mojej stronie. We wstępniaku, w którym Architekt wypowiada słowa, iż: „choć świat w którym żyjemy, jest do pewnego stopnia umowny, to w Trumanie nie ma ani krztyny fałszu„, wypowiada się również żona Trumana. Mówi ona, że ten system, w którym jest zamknięty (uwięziony) Truman, to jej prawdziwe życie. Ona jest nasiąknięta systemem, i tylko w ślepym wypełnianiu jego dyrektyw widzi swoją realizację.

Jej przeciwieństwem jest kobieta o dwóch imionach (o dwóch twarzach, dwóch zrównoważonych archetypach..), Sylvia versus Lauren Garland. Ona jawnie zbuntowała się systemowi wygenerowanemu przez Architekta. Chciała czegoś, co jest ponad ślepą realizacją społecznych oczekiwań i schematów. Chciała wartości wyższej, która w okrutnym, choć pozornie bardzo stabilnym świecie Trumana, de facto nie istniała. Czyli wolności, autentyczności, prawdy, szczęścia.

To właśnie poszukiwanie tych wartości i chęć pomocy Trumanowi przypłaciła ona wykluczeniem poza nawias systemu. Została z niego usunięta. Cóż, to jest właśnie ta ciemna strona życia, która dotyka jak widać także płeć piękną. Jednak przekazała Trumanowi pewien drogowskaz, pewną myśl, że z tym systemem „coś jest nie tak” i że warto poszukać czegoś poza nim. Czyli uwolnić się. Tę pracę jednak Truman musi wykonać sam.

Proponowane przez społeczeństwo metody nie sprawdzają się, nie działają, są niewydolne jeśli chodzi o uwolnienie się z systemu. W filmie tym zostało to przedstawione symbolicznie. Główny bohater próbuje wyjechać z miasta autobusem – ale ten się „niespodziewanie” psuje. Próbuje wyjechać na wycieczkę na Fidżi z oferty biura podróży, ale okazuje się, że wolne terminy są dopiero za miesiąc. Próbuje też wyrwać się z systemu „na chama” – razem z żoną w samochodzie, pokonuje w szaleńczym tempie most zwodzony. Jednak tam zatrzymuje go rzekoma awaria elektrowni atomowej i poważny wyciek z reaktora.

Zgadnijcie, czego symbolem jest owo promieniowanie radioaktywne – zagrożenie „niewidzialne„, czające się nie wiadomo gdzie i kiedy, będące ponad sztywną fizycznością, na które medycyna nie zna antidotum i lekarstwa, przed którym nie za bardzo da się bronić? Truman musi więc zawrócić. Aby naprawdę wydostać się z systemu, musi zanegować wszystkie więzi go z nim łączące (czyli przyznać np, że wieloletni przyjaciel, Marlon, jest jedynie figurantem). Potem uciec się do podstępu (zakryć kamerę, czyli stać się niewidocznym dla Architekta).

Najważniejsze jest jednak to, że aby naprawdę wydostać się z iluzji systemu, Truman musi zmierzyć się ze swoim największym lękiem, cieniem. Czyli strachem przed wodą, morzem, a ostatecznie – śmiercią w tej wodzie (utonięciem). W dzieciństwie Truman doświadczył śmierci ojca podczas sztormu. Ojciec według mnie, był tutaj archetypem z jednej strony Boga, transcendencji, świata metafizycznego, a z drugiej strony, tej omawianej na wstępie artykułu dziecięcej radości bezwarunkowej, niemal boskiej. Tracimy to podczas dzieciństwa, i tak jak w filmie Truman show, jest to odgórnie „zaprogramowane” i zaplanowane, by zatrzymać nas wewnątrz systemu na dłużej.

Tak więc w końcowych scenach filmu, Truman robi to, czego nigdy w życiu nie robił (a więc tworzy, kreuje nową, autorską wartość). Zakłada czapkę kapitana (bierze ster życia w swoje ręce..), dumnie wsiada na jacht i wyrusza w morze. Dodam, że znowu mamy tutaj symbol „odejścia za morze” tak, jak w przypadku innego dzieła z głębszym przekazem – Trylogii „Władca Pierścieni„. Tam zwycięska drużyna – elfy i hobbici – zamiast życia w przewidywalnym, ale targanym konfliktami Śródziemiu, wolą odejść. Odejście za morze to z jednej strony, metafora śmierci, a z drugiej – wypełnienia życiowej i ewolucyjnej drogi, zakończenia procesu dojrzewania, kreatywnego dopełnienia koła życia. Można to także rozumieć jako zakończenie procesu inkarnacji i odrabiania bardzo podobnych życiowych lekcji.

Gdy Truman jest już blisko do osiągnięcia dotychczas nieosiągalnego dla niego kresu systemu, następuje coś co opisuje właśnie wspomniana już w tym felietonie psychologia głębi Junga i doktryny ezoteryczne / gnostyckie. Następuje ostateczna konfrontacja z największym lękiem, z cieniem z czasów dzieciństwa. Architekt Christof uruchamia nad jego łodzią potężny sztorm. Główny bohater jednak się nie poddaje, krzyczy do Architekta, że woli zginąć niż zawrócić (czyli zdaje już sobie sprawę, że ów Architekt oszustwa i samo oszustwo istnieją).

Ostatecznie, Truman jest bliski śmierci, ale wygrywa. Po największej życiowej burzy jakiej doświadczył, pogoda poprawia się, chmury zanikają, a na niebie widać słońce. Truman więc odradza się na nowo jako „Sol Invictus” – „Słońce Niezwyciężone” które wstaje na nowo na horyzoncie po długiej i ciemnej nocy (życia). Carl Gustav Jung nazwał tę fazę przebudzenia po swojemu – „inflacją archetypu„. Jednego jednak nie przewidział Architekt w swojej pysze, którą można przyrównać do pychy ego. Otóż nawet gdy osobiście przemówił do Trumana po jego wejściu na te słynne niebieskie schody, był niemal pewien, że Truman i tak wybierze bezpieczny, choć iluzoryczny system.

Powtarzał on tę frazę w filmie bodaj dwa lub trzy razy, jak mantrę. Teraz także miał niemal pewność, że Truman nabierze się na jego argumentację i zawróci z raz obranej drogi. W pewnej chwili, pewny siebie i pełen buty Architekt wręcz krzyknął na głównego bohatera filmu: „no mówże coś, jesteś do cholery w telewizji!„. Ale ku wielkiemu zdziwieniu Christofa, Truman cynicznie się zaśmiał, rzucił półgębkiem jedno zdanie („a jak byśmy się już nie spotkali – dobranoc i do widzenia„) i opuścił ostatecznie świat iluzji. Można przypuszczać, że Truman potem spotkał się z Sylvią / Lauren, i że system się rozpadł. Można też przypuszczać, że choć Truman i Sylvia są już wolni, to system wcale się nie rozpadł, ale trwa w najlepsze, i teraz kto inny jest w nim Trumanem Burbankiem.. Ot, takie gdybanie 😉

Jak bym podsumował ten dość długi felieton? Przede wszystkim, wróćmy do pierwszych słów Christofa wypowiedzianych we wstępniaku do filmu: „choć świat w którym żyjemy jest do pewnego stopnia umowny, to w Trumanie nie ma ani krztyny fałszu„. Tak, jest to prawdą. Owszem, matrix, system, czy też wszechświat – hologram, oparty na wzorach matematycznych („numeryczna symulacja„), istnieje i jest to hmm, bardzo umowne i relatywne.. Ale jest coś, co jest do bólu realne i rzeczywiste, tu i teraz. To coś to nasze doświadczanie, nasza życiowa jak i ewolucyjna (inkarnacje) droga. Uważam że właśnie to było „brakującym ogniwem” moich wpisów. Na równi z faktem, że choć te okrutne zasady systemu (matrixa, również damsko-męskiego), istnieją, to jednak nie są one sztywne i niepodważalne. A ów system zakłada, że się zorientujemy, „skapniemy” i zbuntujemy. Czyli, przebudzimy, czego wszystkim nam życzę.

Film „Truman show” możecie obejrzeć w linku poniżej:
http://www.cda.pl/video/13382230/Truman-Show-1998

Autor: Jarek Kefir

Jak zauważyliście, drodzy Czytelnicy, pojawia się u mnie mnóstwo artykułów autorskich. Staram się tak redagować bloga, by zawierał jak najwięcej takich artykułów, gdyż wyszukiwarki je promują. Zasada jest jedna: im więcej artykułów autorskich na stronie, tym wyższa pozycja strony w wyszukiwarkach. I, co za tym idzie – więcej czytelników i więcej uświadomionych ludzi.

Jeśli chcesz, możesz wspomóc finansowo to, co robię, przyczyniając się do zwiększenia efektywności mojego, ale też Twojego bloga, Kefir 2010 – bo Ty przecież jesteś moim Czytelnikiem 🙂
Tutaj opisałem, jak to zrobić – link:
https://kefir2010.wordpress.com/wsparcie/

 

5 myśli w temacie “Bądźmy jak główny bohater filmu „Truman show” – uwolnijmy i obudźmy się!

    1. Swietna muza, osobiscie polecam Photographer – Airport, Sunlounger – Lost, Scooter – Trance Atlantic oraz Scooter – Trip to Nowhere, Paul Van Dyk – For An Angel, Robert Nickson – Spiral, Three Drives – Greece 2000, North Pole – Solid globe, Alan Parsons Project – Sirius

      Polubienie

      1. Witaj Jarku, dzięki wielkie za całą Twoją pracę na tym blogu. Jeśli chodzi trance, a szczególnie uplifting to dla mnie esencja muzyki. Propozycje ode mnie: Ace Da Brain – Magic Waters, Simon O’Shine – Your Distant World, Arctic Moon – Into The Dusk, Roger Shah & Signum – Healesville Sanctuary (Signum Remix), Aly & Fila – Key Of Life, Darren Porter – Sparkles, Easton – Adriatica (Original Anthem Mix), Goldenscan – Halcyon (Original Mix), Infite – Sorrow (Soundlift Remix), Chicane – Saltwater (Original Mix), RAM – Ramsterdam (Jorn Van Deynhoven Remix), Trance Arts – Sonata.

        Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.